Miałam zamiar wrócić do tych wszystkich ciekawych wydarzeń jakie miały miejsce w marcu i kwietniu ale po tak długiej przerwie wydaje mi się to bezsensowne, toteż wrócę się tylko o kilka dni...
Bo własnie w poniedziałek zakończyła się finałowa sesja najważniejszej imprezy snookerowej na świecie i oto nowym Mistrzem Świata został Stuart Bingham. Ale co to był za turniej... Wysoki poziom sportowy, ogrom niespodzianek i świetna atmosfera przy stole jak i poza nim.
Jak zostać mistrzem?
Trzeba pokonać innego mistrza. W ćwierćfinale Stu pokonał pięciokrotnego czempiona Ronnie'go O'Sullivan'a. Z resztą podobną taktykę przyjął Anthony McGill, bezwątpienia najwieksze odkrycie tych mistrzostw, który już w drugiej rundzie pozbawił marka Selby'ego szans na obronę tytułu. Szkot został powstrzymany dopiero w ćwierćfinale przez świetnie w tym sezonie dysponowanego, późniejszego finalistę Shaun'a Murphy'ego. I właśnie w drugim meczu o finał ku mojemu niezadowoleniu Bingham pokonał mojego (jak zawsze) faworyta Judd'a Trump'a, choć i tak nie można mieć większych pretensji do Anglika, który po bajecznym ćwierćfinale z Ding Junhui'em trafił na bardzo pewnie grającego, przyszłego zwycięzcy zawodów.
Ale właśnie...Mecz Trump-Junhui najbardziej zapadł mi w pamięć z powodu wybornej atmosfery przy stole. Zwłaszcza zachowanie Ding'a wzbudziło moje największe zdumienie, gdyż Chińczyk znany jest z dość poważnej miny i takiego samego podejścia do gry a tym czasem dużo się uśmiechał, zwłaszcza ze swoich błędów, pudeł na co bardzo milo się patrzyło i mi samej uśmiech z twarzy nie schodził. Równie sympatyczna sytuacja miała miejsce w meczu Binghama z Barrym Hawkinsem, kiedy to Stuart poprosił holenderskiego sędziego o poprawienie muchy i ten z radością pomógł zawodnikowi. Kibice mogli też obejrzeć Ronniego grającego w skarpetkach, jednak słodko-gorzkie wspomnienie na pewno wyniesie z turnieju Ding, który dopiero po wbiciu dwunastu bil czerwonych, wychodząc na pozycje do niebieskiej zorientował się, że był w ataku na maksymalnego break'a...cóż, o kilka sekund za późno. Szkoda....
Działacze z World Snooker nie zapomnieli o dodatkowych atrakcjach, gdyż równolegle z mistrzostwami rozgrywany był turniej micro-snookera, w którym brali udział sami zawodnicy a także sędziowie (np. Marcel Eckardt). Generalnie kibice przebywający w Sheffield mieli wiele atrakcji do dyspozycji.
A co jeszcze ważne... Ponieważ w czasie mistrzostw został pobity rekord 70 brejków stupunktowych, organizatorzy przekazali 25000 funtów dla hospicjum dziecięcego.
Z cyklu MUST SEE:
BREAK OFF Polecam wszystkie odcinki z tej serii.
Hospicjum
Wywiad ze Stuart'em Bingham'em
Najlepsze zagrania
Coś na wesoło
Skrót
Takie rzeczy tylko w Crucible!
zdjęcia z https://www.facebook.com/WorldSnooker1?fref=photo
Nutka na dziś!